Archiwum 31 lipca 2003


lip 31 2003 Przed sakramentem.
Komentarze: 2

Przez odrętwienia i otępienia,
puste słowa i niedopowiedzenia,
przez "brzuchem do góry", przez "trochę się wstydzę"
ja się przedzieram i ciągle idę.

Poprzez niestety ciemna dolinę,
hucpę, paździerz i popelinę
i belkę w oku i kamień w ręku
ja ciągle idę, choć nie jest lekko.

Ref. Niech sobie mówią co chcą sąsiedzi,
        ja dzisiaj idę do spowiedzi.

Przez smołę co bardzo do rąk się lepi
i lustro a lustrze widać wszystkie grzechy;
bielmo na oku i kaktus na ręce
ja idę, idę by stanąć w kolejce.

Na własną prośbę i sam tak chciałem,
mogłem nie zrobić a wykonałem,
więc iść już trzeba, nie ma co gadać,
by duszę umyć i dać się zbawić.

 

Właśnie to idę za moment uczynić. Spowiedź to wspaniałe doświadczenie miości Ojca, obecności Syna i działania Ducha Świętego. Szczególnie mocno potrzebna przed pierwszym piątkiem miesiąca. Każdemu polecam :)))

teatrolog : :
lip 31 2003 Ot, ostatni dzień lipca.
Komentarze: 1

Kupiłem dziś nowy potfel, więc niezbędnymi okazały się małe porządki w pojemniku na pieniądze. Znalazłem między innymi liścik, który kiedyś tam dostałem, napisany niewprawną, dziecięcą ręką. I sie wzruszyłem. Bo to list napisany "od Pana Boga" do Jego ukochanego dziecka; takie zadanie mieliśmy kiedyś na rekolekcjach (my=dzieci i opiekunowie, a że opiekunem byłem, mówić nie muszę... :) ).

 

Już go chciałem wyrzucić, alem pomyślał, że go tutaj przepiszę. To dla Was wszystkich, bo taki list mógłby dostać od Niego każdy: prostytutka, kierowca rajdowy, żebrak, księżna Yorku, Geoge Bush...

 

Drogie moje dziecko

czuję do ciebie miłości. Bardzo chciałbym żebyś codziennie ze mną rozmawiał w modlitwie i żebyś też chodził do Kościoła i wyznawać swoje grzechy które popełnieś. kocham cię całym sercem.

 

(przepisałem z oryginalną ortografią i interpunkcją)

 

Mnie to wzrusza. Jeśli Was nie, to nic złego, dzielę się jeno.

teatrolog : :
lip 31 2003 O umieraniu.
Komentarze: 1

Przychodzimy, odchodzimy

cichuteńko, na paluszkach...

 

  Tyle Piwnica pod Baranami. Mnie się zachciało o czymś innym napisać. Otóż dziś gdy wracałem do domu, zobaczyłem na targowisku, które pod moimi oknami niemalże się rozciąga, nekrolog. Był przypięty do jednej z budek na terenie, gdzie zawsze stoją działkowicze i inni drobni handlarze; do niedawna nazywało się to "Miejsce handlu z "ręki", skrzynki, koszyka", teraz nie wiem. W każdym razie tam był właśnie ten nekrolog, pod nim płonął znicz i leżały jakieś przywiędłe kwiaty. Wzruszyło mnie to niezmiernie. Kobieta wymieniana na nekrologu miała 54 lata - i najwidoczniej tam handlowała, zarabiała na życie. Takie drobiazgi mnie bardzo ruszają, sprawy niewielkie; "Tylko to, co nieważne, jak krowa się wlecze / najważniejsze tak prędkie, że nagle się staje", powiedział ksiądz Twardowski - i miał świętą (sic!) rację.

 

  Chciałem się jeszcze powynurzać, ale coś mi nie idzie... Śpiący i zmęczony jestem - a na dziś na 10.00 mam wyznaczoną (jakie to przyziemne!) wizytę u dentysty... Ząb zatruty dwa tygodnie temu, wciąż boli... Panie Boże, ucz mnie ofiarowywać moje choroby w ważnych intencjach, niech to mnie chociaż sensownie boli!

 

  Nie kąpię się dziś, zbyt jestem zmęczony. Aż wstyd się przyznawać, prawda?

 

  Dobranoc.

teatrolog : :